Witam
Dzięki Łukaszowi (http://www.strefagor.pl/ wielkie dzięki Łukasz :)), który dokładnie czuwał nad tym, aby blog był cały czas w miarę aktualny zapewne jest wiadome to co wydarzyło się w ostatnim czasie.
Głęboki piach, brak wody - kolejna próba dostania się na Chang Tang zakończona niepowodzeniem. Obieram kierunek na Qiemo aby po drodze spróbować jedną z ostatnich opcji. Ale po kolei ...
Wszystkie 3 możliwe opcje dostania się na płaskowyż Chang Tang zakończyły się niepowodzeniem. Pierwsza próba tj z Minfeng była jedna z najlepszych możliwości dotarcia do pasma Kunlun, pokonania go i dostania się na płaskowyż. Znaczna część trasy została pokonana w nocy, gdzie przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów prześlizgiwałem się przez wioski, aby być niezauważonym przez lokalnych ludzi i zatrzymany przez policje. Namiot rozbiłem kilka godzin po wschodzie słońca pozostawiając daleko za sobą ostatnie osady ludzkie na tym obszarze. Po kilku godzinach snu zwinąłem cały swój majdan i kontynuowałem przemieszczanie się zgodnie z planem. Po południu mijam ostatnie miejsce w którym mogę uzupełnić zapasy wody na kolejne 2 dni. Następnego dnia wstałem parę godzin przed wschodem słońca i rozpocząłem jazdę. Kapitalna nawierzchnia której się nawet nie spodziewałem (twarde podłoże umożliwiające jazdę z prędkością 5-6km/h) licząc na to co Google Maps pokazało iż na tym etapie będę przemieszczał się korytem wyschniętej rzeki (duża część map na Google Maps jest nieaktualnych lecz pomimo tego jest to doskonale narzędzie do planowania trasy). Po pokonaniu tego dnia około 40 km byłem już w znacznej odległości od jakiejkolwiek cywilizacji - około 60-70km, późnym popołudniem zobaczyłem na horyzoncie smugę pyłu pędzącą ze znaczna prędkością w moim kierunku - był to jakiś pojazd. Ponieważ znajdowałem się wciąż na pustyni graniczącej z pasmem gór Kunlun nie było jakiejkolwiek możliwości ukrycia się. Jak się chwilę później okazuje jest to policyjne auto terenowe. Miejsce do którego dotarli nie było przypadkowym – dokładnie wiedzieli czego szukali. Najprawdopodobniej zostałem zauważony z daleka przez jednego z pasterzy gdy pierwszego dnia składałem namiot po odespanej nocy
Z auta wysiada 4 funkcjonariuszy. Pierwsze pytanie jakie zadają mi to w jaki sposób udało mi się dostać aż tutaj niezauważonym oraz gdzie są moje mapy. Podsuwam policjantom ogólną mapę Tybetu (mapy wojskowe miałem głęboko schowane i rozmieszczone w kilku sakwach; dodatkowo zmieniłem język w gps na polski aby utrudnić/uniemożliwić znalezienie informacji na temat waypoint’ow trasy jaką miałem do pokonania)
Chwile później mój rower zostaje sfotografowany, również mój paszport, chińska wiza (z ich strony padają jakieś dziwne pytania dotyczące oryginalności wizy tj. gdzie udało mi się coś takiego zdobyć na co odpowiadam iż jeśli maja jakieś wątpliwości odnośnie mojej wizy to mogą skontaktować się z polskim konsulatem w Pekinie). Wszystkie moje rzeczy zostają załadowane na jeep’a którym zostaje przetransportowany na posterunek policji. Dystans jaki pokonywałem przez ostatnie 2.5 dnia my pokonujemy autem w ponad 3h. Na posterunku spędzam kolejne dwie godziny opowiadając moją wersję dostania się do miejsca w którym zatrzymała mnie policja tj. nie bylo żadnych checkpoint’ow, nikt mnie nie zatrzymał a przez wioskę przejechałem w “biały” dzień. Policjanci robią kopię mojego paszportu oraz wizy; dodatkowo sprawdzają dane przekazując je jakiejś osobie podczas rozmowy telefonicznej jednego z policjantów. Na koniec zostaje jeszcze grzecznie poproszony o odręczne napisanie podziękowań w stylu: „Na tym a tym kilometrze zostałem zauważony przez chińską policję która pomogła mi i przetransportowała do najbliższej wioski za co jestem bardzo wdzięczny i doceniam to co zrobili dla mnie”.
Widząc że na zewnątrz robi się ciemno pytam się czy maja jeszcze jakieś pytania do mnie gdyż chciałbym wyjechać poza wioskę aby rozbić namiot. Proszą jeszcze o chwilę cierpliwości. Po dopełnieniu wszystkich formalności cała sytuacja przybiera całkowicie inny obrót. Pół godziny później ląduje razem z policjantami na wspólnej kolacji po której spędzam noc w pokoju służbowym jednego z nich na posterunku. Kolejnego dnia zostaje wywieziony do drogi głównej odległej od wioski o 30 km. Na pożegnanie policjant wręcza mi potężnego arbuza oraz dopełnia wodę w plastikowych butelkach.
Druga próba – zakończona niepowodzeniem. Głęboki piach, brak wody. Możliwa do zrealizowania lecz przy bardzo wysokim ryzyku ... a także ryzyku bycia złapanym po drugiej stronie gdy za wszelka cenę musiałbym się zbliżyć do wioski w celu uzupełnienia zapasów wody.
Trzecia próba – ponownie złapany przez policje nad samym ranem (było jeszcze ciemno). Tym razem nie idzie juz tak “gładko”. Policja dokładnie wiedziała że jakiś czas temu próbowałem przedostać się w kierunku gór z miejsca odległego stąd o jakieś 200 km.
Wszystkie alternatywy dostania się do Chang Tang od tej części Chin jakie zaplanowano zostały wykorzystane. Ciężko przewidzieć co się może wydarzyć w przyszłości w tych rejonach i w jaki sposób wpłynie to na łatwość przemieszczania się. Rozważając kolejne próby dostania się do Chang Tang które będę chciał podjąć w przyszłości to dotarcie do płaskowyżu od wschodu droga nr 219 która prowadzi przez Tybet Zachodni (jeśli sytuacja w prowincji Xinjiang i Tybecie nie zmieni się i pozostanie taka sama jak obecnie). Oczywiście również na tym etapie istnieje ryzyko zatrzymania przez policje lub wojsko które w tym wypadku być może jest nawet większe lecz dzięki znajomości tych terenów i lokalizacji checkpoint’ow może okazać się warte ryzyka.
Ostatni czas w prowincji Xinijang był szczególny. Sytuacja polityczna w tych rejonach dosyć “napięta” w związku z ostatnimi wydarzeniami jakie miały miejsce w Kaszgarze oraz w Hotan (stłumione wystąpienia Ujgurów podczas których zginęli ludzie) – na każdym kroku checkpoint’y, patrole policji, etc. Myślę, że w górach w ostatnich czasie zwiększyły się również ilości wojska oraz punktów stacjonujących w związku z czym policja nie dopuszczała nawet aby się ktoś tam plątał. W przypadku gdyby udało mi sie pokonać pierwszy etap i dostać do podnóża gór Kunlun na swojej drodze miałbym w dalszej kolejności do pokonania 2 wioski oraz 2 bazy wojskowe stacjonujące w górach gdzie również istniałoby prawdopodobieństwo złapania mnie. Najgorszy moment jest chyba wtedy gdy za wszelka cenę i bardzo wysokim ryzyku trzeba się zbliżyć do wioski aby uzupełnić zapasy wody.
Po dotarciu do Qiemo spotykam się z Janne. Kupujemy bilety do oddalonego o 700km miasta Korla skąd dalej przez kolejne 1.5 dnia przemieszczamy się pociągiem do Xining w prowincji Qinghai. Z okna pociągu widać było kosmiczne kontrasty tj. pożółkłe liście drzew, a w oddali potężne i ośnieżone masywy górskie. Od ciągłego przemieszczania się po płaskiej niczym stół pustyni Takla Makan zaczynałem wpadać w lekka depresje lecz na szczęście niedługo wjedziemy wreszcie w góry. Plan jest następujący – jesteśmy z Janne w Xining przez kolejne 2-3 dni po czym ruszamy w góry prowincji Qinghai, Sichuan oraz Yunnan.
Qinghai, Sichuan i Yunnan – z tego co mapa pokazuje to piękne miejsca – pełno górek i przełęczy. Do tego kapitalna pora jaka sprzyja temu miejscu tj. bardzo stabilna pogoda. Do Kunming na południu Chin powinienem dotrzeć w grudniu.
Im dłużej tutaj jestem tym ludzie coraz bardziej miażdżą a ja wariuje i dostaje kolejnego strzała za strzałem w głowę. Jeśli tylko się gdzieś zatrzymam na chwile bądź też proszę o pomoc ludzie rzucają po prostu wszystko i poświęcają swój czas po to tylko aby mi pomóc. Jeden z epizodów jaki miał miejsce wczoraj: szukałem księgarni aby kupić mapy – na karteczce miałem napisane w języku chińskim nazwę księgarni. Podszedłem do człowieka na ulicy – poprosił swoją przyszłą żonę jak się później okazało aby poczekała na niego a sam zaprowadził mnie do odległej księgarni w której pomógł mi znaleźć odpowiednie mapy. Chcąc zapłacić za nie zabronił mi i nie było nawet mowy o zwrocie pieniędzy.
Kolejna sytuacja sprzed kilku dni. Czekając na pociąg z Janne w Korla poszedłem nadać rower jako przesyłkę cargo. Na ulicy podchodzi do mnie młody chłopak i używając telefonu komórkowego oraz translator’a próbuje porozumieć się. Daje znaki abym nie odchodził i poczekał na niego w tym miejscu którym stoję. Za chwile przybiega z siatką pełną jedzenia, owoców oraz napojami na dalsza podróż pociągiem. Próbuje wytłumaczyć iż nie mogę tego przyjąć a jeśli musze to chciałbym za to zapłacić – cała sytuacja kończy się jak zawsze czyli jeśli nie przyjmę tego będzie mu bardzo przykro. Przemieszczając się przez wioski jeszcze w prowincji Xinjiang ludzie bardzo często zapraszają mnie na posiłek bądź obdarowywują jedzeniem.
Po przybyciu do Chin miałem wrażenie iż ludzie żyjący tutaj trzymają duży dystans między obcokrajowcem a nimi samymi i są raczej “sztywni”. Ale tylko mi się tak wydawało :). Otwarci, serdeczni, z potężnym poczuciem humoru oraz wyluzowaniem i podejściem do życia o jakim sobie nawet sprawy nie zdawałem . Tacy to oni są :)
Do napisania i do grudnia.
Czytając Twoją relacje normalnie widziałem tego zbliżającego się jeepa :) Masz tam świetny czas Piotruś!
OdpowiedzUsuńPowodzenia stary!